Książki 25.9
PLN
Każda z nas była Ewą. Odkryj, jaką kobietą stworzył cię Bóg
|
Każda z nas była Ewą. Odkryj, jaką kobietą stworzył cię Bóg
|
tłum: |
Magdalena Sobolewska |
wydawnictwo:
|
Promic
|
seria:
|
Losy
|
rok wyd.:
|
2019
|
ISBN:
|
978-83-7502-712-9
|
oprawa:
|
miękka
|
format:
|
118 x 190 mm
|
liczba stron:
|
248
|
|
|
|
|
wydawnictwo |
Promic |
seria |
Losy |
rok wyd. |
2019 |
ISBN |
978-83-7502-712-9 |
oprawa |
miękka |
format |
118 x 190 mm |
liczba stron |
248 |
Bez pouczania i moralizatorstwa o kobietach i dla kobiet na przykładach zaczerpniętych ze Starego i Nowego Testamentu. Autorka podejmuje tematy, które rzadko omawia się w kontekście wiary, takie jak: przyjemność seksualna, fizjologia kobieca, brak akceptacji własnego ciała, pozytywne przeżywanie swojej seksualności przez kobiety niezamężne. Książka napisana w sposób szczery i bezpruderyjny a zarazem czysty. Na końcu zawiera modlitwy – litanię dziękczynną za własne ciało, powierzenie Bogu swoich emocji.
DRUKUJ OPIS
Współautorki 6
Wstęp 9
1. Nagość pozbawiona wstydu: rajski instynkt kobiety 17
2. Kłamstwo skonsumowane: wstyd i dezintegracja kobiecości 38
3. Nowa Ewa i ciało Chrystusa: nasza reintegracja 60
4. Niedosyt i głębia: jak naprawdę zadbać o siebie 82
5. W poszukiwaniu radości: zmysły i wrażliwość 106
6. Pochwała bezbronności: seksualność i dar z siebie 129
7. Wierność we własnej skórze: cierpienie i uległość 153
8. Wstań i żyj: sprawianie radości Panu 174
9. Spełnienie w miłości: poślubiona na wieki 194
10. Zakrystianki własnego przybytku: błogosławieństwa ciała 214
Dodatek 223
Ta książka to historia mojego życia, którą przez ostatni rok przemierzałam od nowa – w drodze do odzyskania samej siebie, w wędrówce wiodącej od wypalenia, wstydu i ukrywania własnych przeżyć ku nadziei i uzdrowieniu. Nie dotarłam jeszcze do końca tej podróży, nie odrobiłam wszystkich lekcji i nie poprawiłam, jak należy, wszystkich jaskrawych błędów. Nie przypominam doświadczonego mędrca na końcu wędrówki, a raczej akrobatkę cyrkową stojącą na linie rozpiętej między dwiema skrajnościami, uczącą się znajdować oparcie dla stóp i manewrować między pogłębionym rozumieniem integracji ciała i duszy a przeciwległym biegunem, którym jest – no cóż – bycie w zupełnej rozsypce. Mięśnie nóg mam jednak coraz mocniejsze i powoli uczę się zachowywać równowagę. Coraz łatwiej pojmuję własne ciało i duszę, odkrywam i obnażam samą siebie, odsłaniając kolejne warstwy, które trzeba usunąć. Tym, co zaskoczyło mnie najbardziej, a zarazem jedną z najważniejszych rzeczy, jakiej się przez ten rok nauczyłam, jest fakt, że zdrowie duchowe nie istnieje bez pełnej integracji duszy i ciała. Nie możemy owocnie dążyć do duchowej szczerości i intymności z Bogiem, jeśli żyjemy w ciele naznaczonym przez wstyd – w ciele, które nauczyłyśmy się traktować jak wroga. Zostałyśmy wszak stworzone równocześnie jako dusza i ciało i oba te przejawy naszego człowieczeństwa noszą odciski palców Boga. Jako kobiety jesteśmy dziś otoczone ze wszystkich stron rzeczywistością, która w obu skrajnych przejawach przekonuje nas o całkowitym rozdzieleniu naszej duchowej i fizycznej tożsamości. Na jednym krańcu skali religia i wiara piętnują ciało jako coś, co sprzeciwia się dobru, jako słaby element naszej istoty, najczęściej oddalający nas od Boga. Na przeciwległym biegunie świat przekonuje nas, że ciało jest jedynie pięknym opakowaniem, z którego mamy czerpać jak najwięcej przyjemności, a zatem możemy dowolnie je kształtować i stylizować, manipulować nim i manewrować wedle własnej woli, choćby tylko po to, by zyskać chwilową przyjemność, której akurat teraz pragniemy. Te skrajności sprawiają, że mnóstwo chrześcijańskich kobiet odczuwa mgliste niezadowolenie: dokucza im dyskomfort i brak łączności z własnym ciałem, ale przy tym nie potrafią wskazać przyczyny tego rozdźwięku. Wszystkie zgodzimy się bez wahania, że całkowite obnażenie przed światem – czy to naszego ciała, czy też naszej prawdziwej osobowości – jest dla nas olbrzymim wyzwaniem, obarczonym ciężarem emocjonalnym i ryzykiem zranień, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Często popadamy we frustrację, że jako dorosłe kobiety pod wpływem byle emocjonalnego impulsu rumienimy się i tracimy pewność siebie jak małe dziewczynki. Odżywianie i tusza, ubranie i figura, seks i intymność, przyjaźń i współzawodnictwo – nasze życie pełne jest doświadczeń, które są zarazem naszym błogosławieństwem i przekleństwem, a które sprawiają, że czujemy się obco we własnym, dziwnie nieopanowanym ciele. Jeśli tak właśnie się czujesz, wiedz, że nie jesteś w tym odosobniona. Wiele kobiet czuje dokładnie to samo. Chcemy dzielić się swoimi doświadczeniami i szukać drogi powrotu do pełnej integralności duszy i ciała, która stanowi dziedzictwo naszej niebieskiej ojczyzny. Na kartach tej książki swoimi przeżyciami dzielą się kobiety o różnej wrażliwości, uzdolnieniach i historii, właśnie po to, żebyś mogła się przekonać, iż ta podróż wiodąca do odzyskania własnej cielesnej tożsamości jest przedsięwzięciem uniwersalnym – takim, z którym każda uczciwa kobieta musi się zmierzyć na pewnym etapie swojego życia. Są wśród nas kobiety zamężne i samotne, matki biologiczne i adopcyjne, młodsze i starsze, z różnym bagażem życiowych doświadczeń. Każda przeżyła i nadal przeżywa chwile rozrachunku z cielesnym wymiarem swojej kobiecej egzystencji, konfrontuje się z tym, jak wygląda życie w kobiecym ciele. Wszystkie zmagamy się ze wstydliwymi zranieniami i zapewne odniosłyśmy już pewne zwycięstwa, a także odkryłyśmy miejsca wymagające dalszej pracy. W 1932 roku Edyta Stein, późniejsza św. Teresa Benedykta od Krzyża, stwierdziła w eseju Chrześcijańskie życie kobiet: „Nie możemy pominąć kwestii, czyimi jesteśmy i co powinnyśmy czynić”2. Jako kobiety często jednak czujemy silną presję, by unikać tych głębokich pytań, a zamiast tego po prostu zajmować się tym, co mamy w życiu do zrobienia. Nierzadko same wolimy ich unikać, bowiem pozbywanie się masek i schematów radzenia sobie w życiu, by sięgnąć w głąb, do prawdy, jest bolesnym procesem, na który – być może słusznie – czujemy, że po prostu nie mamy czasu. Co jednak, jeśli się okaże, że tak naprawdę było to nasze jedyne zadanie tu, na ziemi? Co, jeśli zadaniem, jakie Bóg przed nami postawił, jest nieunikanie pytań o to, kim jesteśmy i kim mamy się stać, oraz poszukiwanie na modlitwie, jeśli nie odpowiedzi, to przynajmniej okruchów prawdy zawartych w samych pytaniach? A gdybyśmy tak pozwoliły sobie na zadawanie trudnych, dociekliwych pytań na temat naszego ciała oraz planu, jaki ma dla niego Bóg? Gdybyśmy zgodziły się na to, że nasze przeżycia w ciele mogą być bardzo różne, a przy tym niesamowicie podobne i że być może nigdy nie znajdziemy ostatecznej odpowiedzi? Gdybyśmy odrzuciły docierające do nas zewsząd żądanie, by wreszcie wziąć się za siebie, wepchnąć swoje ciało w błyszczące, choćby nie wiem jak źle dopasowane opakowanie, owinąć je i przewiązać wstążeczką, i przestać wreszcie mówić o zmaganiach, bólu i niepewności, których doświadczamy? Jeśli moje rozmowy z kobietami są choć trochę miarodajne, to jesteśmy skłonne posłuchać rady św. Teresy Benedykty od Krzyża i jesteśmy gotowe zacząć poszukiwanie prawdy o tym, kim jesteśmy jako kobiety i co w związku z tym powinnyśmy czynić, dążąc do świętości i uzdrowienia. W tej książce zaczynamy zadawać takie pytania i w poszukiwaniu odpowiedzi delikatnie uchylamy zasłony Bożej tajemnicy. W ten sposób wracamy razem do rajskiego ogrodu i próbujemy przypomnieć sobie, kim byłyśmy, gdy każda z nas była Ewą, żyjącą w pozbawionej wstydu nagości kobiecego ciała przed Bogiem i mężczyzną. Zastanowimy się razem, kim jesteśmy i co powinnyśmy czynić.
Przeczytaj dłuższy fragment „Każda z nas była Ewą” »
O tym, co znaczy bycie kobietą, powstało już multum książek. Kobiecość naświetlono już z każdej możliwej strony – naukowo, religijnie, i z punktu widzenia każdej możliwej ideologii. Można czasami zadumać się nad tym, czy naprawdę ludzkość nie ma większych problemów niż to, jak postrzegać rolę kobiety we współczesnym świecie. I jeszcze, czy naprawdę kobiety całego świata potrzebują, by wszyscy dookoła mówili im, jak mają czuć i co o sobie myśleć?
Może nie. Jednak w dzisiejszym zalewie rozmaitych ideologii niejedna z nas czuje się po prostu zagubiona i chwilami nie wie już, w co ma wierzyć. Popularne seriale przekonują, że ma być wyzwolona, bezpruderyjna i pozbawiona wszelkich zahamowań. Że może zmieniać facetów jak rękawiczki, upijać się co noc po barach, a i tak wszyscy będą ją kochać. Ze powinna bawić się całe dnie i mimochodem robić karierę (nawet gdy nie ma po temu żadnych kwalifikacji), oczarowując wszystkich dekoltem i kuszącymi spojrzeniami. Reklamy i kolorowe pisemka dodają, że ma też być zawsze piękna, szczupła, młoda, elegancka i uśmiechnięta. Najlepiej też bogata z domu, ale jeśli nie jest, pieniądze może zdobyć, wykorzystując bez skrupułów zakochanych w niej mężczyzn. po to przecież jest piękna, kusząca i tak dalej.
A gdzie w tym wszystkim prawdziwa kobieta? Taka niedoskonała, z nadwagą i celulitem lub przygarbiona od dźwigania siat z zakupami? Taka zwykła i szara, często zmęczona, czasem chora, używająca kiepskich kosmetyków i rzadko korzystająca z usług fryzjera? I którą z nich – tak naprawdę – stworzył Bóg? Obie? Wcale niekoniecznie. Przywykliśmy do tego, by właśnie na Stwórcę zwalać odpowiedzialność za nasze nieudacznictwo i nasze błędy. Tymczasem jest to ze strony rodzaju ludzkiego gruba nadinterpretacja. Bóg stworzył produkt wyjściowy, Ewę. Reszta jest już naszą autorską kreacją.
Właśnie o tym opowiada książka Colleen C. Mitchell „Każda z nas była Ewą„. Autorka opowiada w niej na przykładzie swoim i kilku innych kobiet, jak być chrześcijanką we współczesnym świecie i korzystać z jego uroków, nie tracąc jednocześnie z oczu reguł, według których każe nam żyć religia. Kategorycznie rozprawia się z mitem, że by być dobrą chrześcijanką, trzeba wstydzić się swego ciała. Przekonuje, że pewne zalecenia nie zostały stworzone celem zniewolenia, lecz po to, by nas chronić. Trudno nie przyznać jej racji – przecież gdyby jedynym źródłem kobiecego nieszczęścia była Biblia, jak teraz przekonują nas lewicowe środowiska, to programowo odrzucające wszelkie formy nacisku feministki powinny być najszczęśliwszymi osobami na tej planecie. Nic ich przecież nie krępuje, ani religia, ani biologia, ani normy społeczne. Dlaczego więc wciąż czują się sfrustrowane i niedopełnione? Dlaczego wciąż czegoś żądają, nie bacząc na to, że w świecie Zachodu dawno już przekroczyły granicę, dzielącą równość od uprzywilejowania? Warto się nad tym zastanowić.
„Każda z nas była Ewą” to książka, którą powinni przeczytać nie tylko chrześcijanie. Polecałabym ją po prostu wszystkim, którym zależy na poznaniu każdego z punktów widzenia, nie tylko tego odgórnie zatwierdzonego przez współczesną inżynierię społeczną i politykę.
Luiza Dobrzyńska
[...]
Publikacja Wydawnictwa Promic to bogactwo refleksji: nad stworzeniem, upadkiem człowieka, wcieleniem, naturą naszego „ja”, radością i przyjemnością, seksualnością, cierpieniem oraz spełnieniem. Colleen C. Mitchell posiłkuje się przemyśleniami Ojców Kościoła, świętych, filozofów, pisarzy wczesnochrześcijańskich oraz współczesnych, a także osób konsekrowanych i świeckich. Pomocą służą również przypisy, schemat Osoba ludzka w pigułce oraz przeznaczone szczególnie dla kobiet medytacje, błogosławieństwa i modlitwy.
Książka Każda z nas była Ewą. Odkryj, jaką kobietą stworzył cię Bóg bez wątpienia przemówi do kobiety żyjącej w XXI wieku: nakreślając drogę od początku do końca, od stworzenia do zbawienia, od wypalenia do uzdrowienia, pomoże zrozumieć, że bezwzględnie konieczna jest integracja duszy i ciała. Lektura jest receptą na życiowe problemy współczesności. Przedstawione w przystępny sposób bogactwo doświadczeń tych, które żyły przed wiekami i tych, które żyją „tu i teraz", stanie się dla nas nauką mądrości. Wspomagając zmagania z trudami dnia codziennego, pomoże pokonywać przeszkody oraz dokonywać właściwych wyborów. Wtedy nasze życie stanie się piękniejsze i szczęśliwsze.
Danuta Szelejewska recenzja zamieszczona na granice.pl
Przypomnimy Ci, kiedy produkt będzie dostępny.
|